Trailowy Matryx od Evadict
W związku z tym, że lubię biegi trailowe, a nie da się ograniczać do biegania przy ładnej pogodzie, to szukałem butów odpowiednich do biegania w błotnistych, a nawet wodnych warunkach. W których kilka godzin w biegu po łąkach i bezdrożach nie skończy się kalafiorem na stopie. Jestem amatorem, więc nie chciałem wydać tysięcy monet. W końcu zmalałem takie buty, ale nawet kiedy kolejne kilometry treningów i startów potwierdzały zalety i jakość wybranego modelu, to nauczony doświadczeniem z wiodącą marką, obserwowałem ich wytrzymałość.
W końcu, od lipca do września, przebiegłem w nich ponad 300km. Już nie wyglądają jak nowe. Żywy kolor, który ściągał wzrok jest już przybrudzony. Ale ani cholewka, ani podeszwa nie noszą żadnych śladów uszkodzeń. Choć biegałem podczas treningów i na zawodach. Po łąkach na peryferiach miasta, przez brody, lasy i błota Beskidu Niskiego, po kamieniach i błotach Pogórza Dynowskiego. Zdarzały się też asfaltowe fragmenty i przyjemne leśne dukty. Zdecydowanie dały radę i zamierzam przebiec w nich jeszcze wiele kilometrów 🙂
Co to za buty? Zachwycam się tak najdroższym 😉 modelem trailowej marki Decathlon, czyli Evadict Race Light Trail.
Kosztują ok 350zł i spokojnie przewyższają ‘markowe’ modele, za które zapłacicie wiele więcej. Nie ukrywam, że te buty ujęły mnie swoim wyglądem – kolor i krój różni się od raczej smutnych butów Decathlon, których głównym celem zdaje się bycie praktycznym. Ale wygląd to rzecz gustu, a poza tym buty biegowe, szczególnie na trail, nie mają wyglądać, bo i tak są przez większość czasu zakurzone lub ubłocone 😉 Zatem kiedy założyłem je w połowie lipca, od razu pobiegłem przetestować na różnych podłożach w okolicy.
Jak się sprawiły w lesie? Wybornie. Podeszwa trzyma się podłoża i glebę zaliczałem dopiero w solidnym błocie na skośnych ‘trawersach’ lub szybkich zbiegach w grubym błocie. Na podbiegach buksowanie zaczynało się dopiero, gdy warstwa błota była grubsza i wszyscy już trzymali się krzaków 🙂 Te 5 mm korki są naprawdę zadziorne 😉
A szutrowe i kamieniste dróżki? Tutaj obawiałem się zmęczenia stopy przez kamienie, ale niesłusznie. Buty mają cienką podeszwę, minimalną amortyzację, ale konstrukcja podeszwy powoduje, że nacisk rozkłada się i nawet po żwirowej ścieżce można zasuwać bez obawy o urazy stopy.
To teraz główny cel ich nabycia, czyli strumyki i inna woda. Przemakają, fakt 😉 Wpadasz w strumyk lub rzeczkę i od razu masz mokro. Ale po kilometrze zapominasz o wodzie w bucie. Minimalistyczna cholewka nie ma gdzie magazynować wody i ruch stopy szybko ją zeń wyciska. Wkładka jest nienasiąkliwa (oj, ileż wody nabierała tak w XT7) i zostaje wody nie więcej iż potu. Jedyny grubszy fragment cholewki to pięta (tam po umyciu butów nawet kilka razy dobrze wycisnąć materiał, by przyspieszyć schnięcie), ale nie powoduje to dyskomfortu. Z upodobaniem wręcz biegałem w nich ‘na kreskę’ pakując się w kałuże i błota, wiedząc, że zaraz nie będzie śladu po wodzie. Jednak co jet zaletą w deszczu/wodzie, może być wadą przy nielicznych kałużach – jak szybko wypuszczają wodę, tak szybko jej nabierają. Wystarczy 2cm kałuża i przy ich niskiej podeszwie już mokra skarpeta. Coś za coś.
Na koniec asfalt. Cóż, tutaj błyszczą tylko wyglądem. jeśli ktoś nie jest nawykły do biegania w minimalistycznych butach, to może szybko poczuć, że bieganiem z pięty daleko nie zaleci. Wstawka w podeszwie nadaje dynamikę, ale wymaga od biegacza ładnego przetaczania stopy, bo inaczej łatwo odbić stopę po kilku km pędzenia asfaltem. W końcu to but trailowy i asfalt (lub skały) zdecydowanie lepiej omijać. Ale jeśli podczas zawodów trafi się asfaltowy fragment, to zupełnej tragedii nie ma i fosą lecieć nie trzeba będzie 😉
Podsumowując, zdecydowanie rekomenduję te buty osobom, które planują biegać w paskudnych warunkach pogodowych lub na trasach obfitujących w brody (ot choćby 11 brodów Nieznajowej na trasie Ultramaraton Magurski lub Biegu Beskidnika). Można w nich nie obawiać się kolczastych tarnin i wystających kamieni – solidny materiał cholewki (“poliester o wysokiej wytrzymałości powlekany poliuretanem wzbogacony włóknem aramidowym”, czyli tytułowy Matryx) po 300km mojego napierania w terenie nie ma żadnych przetarć.
But przez producenta jest zalecany na biegi do 40km i na razie w nich dłuższych nie biegłem, nie wiem więc czy faktycznie potem czuć zmęczenie stopy (ale niebawem się dowiem). Wspominają tez o wąskiej stopie, ale sam lubię mieć szerzej w palcach i w nich czuję się dobrze. Pierwsze wrażenie było tylko takie, że nadmiernie opinają środkową część stopy, ale może była to kwestia ułożenia wkładki, bo na drugim lub trzecim treningu już leżały dobrze. Praktyczna jest też kieszonka na sznurówki umieszczona nad wiązaniem, co powoduje, że cienki język ładnie przylega do stopy (a sznurówki nie majtają wokół buta).
Na koniec jeszcze tylko kilka technikaliów:
– drop: 4 mm (tak, niewielki, więc jeśli ktoś na co dzień biega w 11mm, to może czuć Achillesa);
– waga: 225 g w rozmiarze 42 (nie czuć ich na nogach);
– kolor: niebieski turkusowy 😉