Mata do akupresury

Według zapewnień producentów, maty do akupresury wspomagają rozluźnianie napiętych mięśni, pobudzając przy tym funkcjonowanie układu krwionośnego. Ucisk tkanek wywierany przez matę z kolcami, oddziałuje na cały organizm: pobudzony układ krwionośny, limfatyczny i nerwowy sprawia, że zwiększa się nasza odporność. Wywodzą się z chińskiej medycyny, gdzie akupresura (obok używającej igieł, akupunktury) miała wspomagać przepływ energii w ciele.
Co to może mieć wspólnego z bieganiem? 🙂

Kiedy podczas czerwcowego wolontariatu na Rzeźniku zacząłem narzekać na bolące podeszwy stóp (zmęczone staniem na punkcie, a może jeszcze 100-milowym biegiem sprzed tygodnia), koleżanka zaproponowała mi skorzystanie z jej maty do akupresury. Nie byłem przekonany, by to miało pomóc, ale zmęczony rozmasowywaniem i uciskaniem stóp, zdecydowałem się spróbować i zacząłem dreptać na bosaka po dziwnej macie upstrzonej plastikowymi rozetkami z kolcami. Pierwsze uczucie było bardzo dziwne – coś pomiędzy pilną potrzebą siku a erotyczną przyjemnością 😮 Serio! Dreptałem tak wielokrotnie w ciągu dnia i upierdliwe mrowienie w stopach przeszło 😀 Uznałem więc, że obojętnie jak to działa, ale działa i chcę używać po powrocie do domu 🙂

Po powrocie do domu, okazało się, że maty do akupresury można nabyć w sklepach Decathlon i już wkrótce mogłem używać własnej maty 🙂 Tym razem rozpocząłem od lektury instrukcji – okazało się, że należy rozpoczynać od krótkich 5-cio minutowych sesji i dopiero stopniowo wydłużać do 30-40 minut (ja w Cisnej położyłem się i zacząłem przeglądać telefon, a kiedy po pół godziny wstałem, to myślałem, że ktoś podpalił mi plecy 😮 )

Kiedy więc używam maty? Stopami drepczę po niej często – fajnie regeneruje po dłuższych biegach, kiedy stopy są ‘roklepane’ i zmęczone kilkugodzinnym wysiłkiem. Faktycznie czuć ulgę, odprężenie i lepsze czucie stóp. Czasem robię sobie kilkunastominutowe sesje podczas oglądania filmu lub rozmów przez telefon. Jeśli pierwsze wejścia nie są przyjemne, to można nie stawać od razu całym ciężarem ciała, ale chodzić np. opartym rękoma o barierkę lub stół.

Lubię też poleżeć na macie na plecach. Choć pierwsze uczucie może nie być przyjemne (ale to jak z wizytą w gościach – jeśli przyjście nie sprawia przyjemności, to sprawi ją wyjście 😉 , to po właściwym ułożeniu się, ciało zapomina, że leży na kolcach po chwili jest fajnie. A uciskające kolce pracują i odprężają skórę i mięśnie. Po całym dniu za biurkiem, przyjemnie rozluźnia spięte mięśnie pleców i relaksuje (np. przed snem). Ale można też poleżeć w trakcie dnia, np. słuchając audiobooka lub podcastów. Przyjemne odprężenie daje też ułożenie na macie łydek – po biegowym treningu kładę się na podłodze, a łydki opieram na rozłożonej na łóżku macie. Raz, że krew spływa z nóg, to także rozluźniają się ‘kolcowane’ łydki 🙂

Co zaś do samych mat 4Fizjo sprzedawanych w Decahtlon, to po dwóch tygodniach używania stwierdzam, że produkt spełnia swoją rolę, a korzystny stosunek jakości do ceny przemawia za tym wyborem. Mata wykonana jest solidnie, plastikowe kolce trzymają się materiału, a przewiewny pokrowiec (mógłby być bardziej solidny) ułatwia przechowywanie maty wraz z poduszką. Użyte materiały wg. zapewnień producenta są antyalergiczne. Wypełniającą matę piankę można łatwo wyjąć, by w razie potrzeby wyprania (ręcznego) maty. Na pewno jest to dobra mata na początek i przydatny produkt w szafie nie tylko biegacza, ale wszystkich pracujących siedząco osób.
Czy chciałbym czegoś więcej? Cóż, 2cm pianka poliuretanowa, którą wypełniona jest mata powoduje, że moje 70kg obciążenie dociska ją mocno i mam wrażenie, że wersja maty z kokosowym wypełnieniem (którą miała koleżanka) zachowywała się lepiej. Więc warto rozważyć zakup droższego modelu, szczególnie jeśli oczekuje się mocniejszych wrażeń.