relacja

Gorce Ultra Trail (cz. 1/3)

Jako cel biegowy na rok 2019 zaplanowałem sobie przekroczenie granicy 100km w jednym biegu. Asekuracyjnie, w razie gdybym nie zdołał za pierwszym podejściem, zapisałem się na trzy ‘setki’: 116km w Ultramaraton Podkarpacki (wykonany), 102km podczas Gorce Ultra Trail oraz 100km na Festiwalu Biegowym w Krynicy. W pierwszy weekend sierpnia udałem się więc w Gorce by zmierzyć się z GUT102, tj. 101.85 km / + 4 291 m przewyższeń 🙂

Początkowo miałem jechać tylko wziąć udział w sobotnim biegu, ale okazało się, że koledzy, z którymi jeździmy na biegowe wolontariaty, zapoznali na Rzeźniku sympatyczne osoby z Run Vegan i także wybiegają się na GUT, więc czym prędzej również zgłosiłem się do GUT-Team’u, oferując pomoc przy niedzielnych biegach. W ten sposób w Ochotnicy Dolnej znalazłem się już w piątek wieczorem i już przy odbieraniu pakietu startowego okazało się, że znajomych twarzy jest tam więcej niż się spodziewałem 😉 Na piątek nie mieliśmy zaplanowanych zadań, ale udało się coś tam pomóc; m.in. wysłano nas po kamienie z rzeki (“Czyżby spodziewali się Gniewka na stołówce? 😉 “) Posiliłem się na pasta-party, a później poszedłem na odprawę dla biegaczy (oj, nerwowo mieli nieczytający regulaminu, gdy usłyszeli, że obowiązkowe jest posiadanie elastycznego bandaża). Potem prysznic, zatyczki do uszu i próba zaśnięcia.

Pobudka o 3am. Wieczorem w sklepie nie było pieczywa, więc wcinam herbatniki z dżemem truskawkowym. Otrzymaną w pakiecie tabletkę izo zalewam w bukłaku mineralną (tak, zapomniałem spakować sobie izo i zwykłej wody). Bukłak pęcznieje i będzie irytująco bulgotał podczas biegu, ale co zrobić. Zazwyczaj już na kilka dni przed biegiem robiłem checklistę, do której dopisywałem potrzebne rzeczy i potem wszystko pakowałem – tym razem uznałem, że już przecież wszystko wiem ;] Wskakuję w buty/stuptuty/skarpety/getry/spodenki/bielizna/koszulka/rękawki/plecak/buff/czapka i wychodzę na plac. W plecaku, oprócz wyposażenia obowiązkowego mam m.in. 0,5 coli, 0,5 wody, 2 batony, 4 żele, shot magnezowy i 2 banany. Do tego, w wodoodpornym worku skarpety i koszulkę na zmianę. Na przepaku będą na mnie czekać buty (nie zamierzam ich użyć, są w razie gdyby tym się coś stało), skarpety, koszulka i buff (powinienem mieć jeszcze ręczniczek, ale.. zapomniałem spakować).
Na zewnątrz zaczyna padać, więc decyduję się ubrać kurtkę. Ruszamy minuty po 4am. Najpierw asfaltem, 5km w stronę Tylmanowej. Biegnę spokojnym ~5:15, ale oczywiście tradycyjnie zaraz się przegrzewam.

W końcu skręcamy w ścieżkę i zatrzymuję się by spakować kurtkę i rozłożyć kijki. Zaczyna się ~6km podejście na Lubań, w trakcie którego robimy prawie 800m w górę. Mimo chłodnego poranka jestem zgrzany; zwinięte na nadgarstki rękawki, czekają na okazję by powędrować do plecaka. Gdy w końcu wychodzę w lasu, słońce jest dawne wzeszło i rosa powoli obsycha, a podnoszące się mgły nadają piękny wygląd dolinom. W końcu z dali słychać góralskie śpiewy i po chwili widać drewnianą konstrukcję wieży widokowej na Lubaniu (1211m). To pierwszy punkt kontrolny, trzeba wbiec na jej szczyt 😉 Sięgam do plecaka i wyjmuję banana, którego zjadam wchodząc po stopniach. Na górze pamiątkowa fotka i teraz w dół. Rozglądam się za koszem, ale nie widzę, na szczęście wolontariuszka proponuje, że weźmie ode mnie skórkę banana. Dziękuję i ruszam biegiem dalej. Kierunek punkt żywieniowy, Przełęcz Knurowska.

Pierwszy punkt żywieniowy jest na 25.km. Melduję się tam po 3h16m i spędzam 6 minut. Przemywam twarz i chowam do plecaka czołówkę (zapominam o rękawkach). W końcu mogę wylać resztkę bulgocącego bukłaka i zalać świeżym izo. Flaska zalewam wodą i proszę o uzupełnienie butelki z colą. Obżeram się arbuzami i ogórkami z solą. Ruszam z kopyta i po kilkuset metrach stwierdzam, ze zapomniałem coli. !#$! Wracam bo butelkę, bo bąbelki i cukier będą niezbędne w dalszej drodze.
Mijam Michała z Brydzią, którzy stoją na skrzyżowaniu, na którym zawodnicy z GUT84 biegną w swoją stronę. Teraz na trasie zostają tylko GUT102. Przede mną Turbacz (1310m) – najwyższa górka Gorców. Biegnie się przyjemnie, jest rześko, dużo odkrytych przestrzeni, nienużące podejścia. Oraz piękne widoki dookoła. W końcu jest! najpierw schronisko, a potem szczyt. 35km za mną. Teraz głównie zbieg do drugiego punktu żywieniowego. Po drodze zatrzymuję się bo coś szwankuje mi muzyka, walczę z telefonem (mokry ekran uaktywnia się sam i ścisza muzykę) i w końcu daję sobie spokój, gdy widzę, że uciekają mi zawodnicy przede mną. Szkoda cennych minut i lokaty. Zbiegi to moja silna strona i szkoda je marnować. Teraz jest ich sporo, po drodze tylko Średni Wierch (1122m), a tak to lecim w dół aż do 770m.

Gdy wpadam na drugi punkt (Obidowa, 43.km, 5h40m), zdaje mi się, że zapisujący numery wolontariusz krzyczy do mnie “…???steś…?? trzeci”. Dobiegam do stołów i zaczynam dumać o co chodzi “że jak trzeci? w kategorii czy co? przecież wiele osób przede mną. Spodziewam się max nasty”. Wcinam arbuzy i dopytuję co z tą pozycją. Jeden z wolo idzie do zapisującego i wraca z wieścią “jesteś TRZYDZIESTY trzeci” 😉 Aaaa, to ma sens hehe. Ale przez moment czułem niezłe podniecenie, podobało mi się ;] Na tym punkcie uzupełniam tylko flaska (woda + sól) i butelkę (cola), więc zgarniam w rękę pieczonego ziemniaka i ruszam dalej, tracąc tylko niecałe 3 minuty.
Do kolejnego punktu 20km, a po drodze dwa szczyty. Zaraz za punktem zaczyna się strome podejście (do schroniska Stare Wierchy). Skoro wiem, który jestem, to zaczynam liczyć jak się przesuwam – udaje mi się awansować o dwa miejsca (jeden zatrzymał się na siku, a drugi masuje nogę (zapytany o pomoc, odpowiada, że jest OK)), a potem, w miarę wzrostu podejścia (niektóre kilometry robię w tempie 12-15 🙁 , zaczynają mnie mijać inni (32, 33, 34, #$%@). Trudno, nadrobię na zbiegach ;]

Docieram do hali Czoło Turbacza, niedawno tu popadało i jest mokro i ślisko. Lepiej się oddycha, ale na zbiegach trzeba więcej ostrożności, szczególnie, że szlak chwilami biegnie po drewnianych podestach. Zaczynam wyprzedzać i mijam sporo osób, ale już nie liczę pozycji. Zbiegam na przeł. Borek i w końcu wspinam się na Kudłoń (1274m), a następnie zbiegam (głównie) do trzeciego punktu żywieniowego.
[ciąg dalszy..]

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *